piątek, 24 maja 2019

Rozdział 8 - Propozycja (cz. 2/2)

(wkrótce kolejny rozdział)
***

      Pola ryżowe były puste. Najemnicy, których minąłem przy bramie z Jarvisem na czele patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Musiałem być dla nich wielką zagadką. Szedłem dalej, okrążając małe jeziorko, zastanawiając się dlaczego stało się to co się stało. Nie wiem czy powinienem winić siebie, Laresa, czy wszystkich wokół. Tak bezceremonialne wyrzucenie mnie z obozu mogło świadczyć tylko o jednym – nie mam tu czego więcej szukać. Zapewne nigdy nie dowiem się powodów mojego rozwodu z Nowym Obozem, jednak mimo wszystko czułem pewien żal – w końcu czułem się tu całkiem dobrze. Znów przypomniałem sobie nocne przesiadywanie przy ognisku z Najemnikami i zapewnienia o tym, że chciałbym dołączyć do ich gildii. Teraz wydawało się to strasznie żenujące.
      Nie spieszyłem się, bo i nie miałem po co. Z całej przygody w tym miejscu został mi tylko pierścień od Baal Kagana, a także torba od Laresa. Zbliżając się do bramy musiałem coraz bardziej intensywnie zastanowić się co teraz zrobić. Nie chciałem wrócić do Starego Obozu, jednak wydawało się to być najlepszą opcją. Diego z pewnością będzie zawiedziony, sytuacja z Bloodwynem z pewnością jeszcze nie zdążyła ochłonąć. Jednakże nie widziałem innej opcji. Muszę wrócić do Starego Obozu.
      O ile oczywiście uda mi się tam dojść w jednym kawałku.
     Bramy pilnowali Szkodnicy, których dotąd nie wiedziałem. Nie dali po sobie poznać, że mnie zauważyli, a ja nie zauważałem ich. Wkroczyłem na ścieżkę. Po raz kolejny zacząłem zastanawiać się dokąd prowadzi odnoga w prawo, wspinająca się po wąskim górskim zboczu. Ja okrążyłem skałę po lewej stronie, kierując się w stronę mostu, następnie przez tereny łowieckie Aidana, Cavalorna, aż do Starego Obozu. Nie potrafiłem stwierdzić, czy jeśli zobaczę coś gorszego od pojedynczego ścierwojada, spanikuję i uciekną czy też podejmę desperacją próbę walki z narażeniem życia.
      Prawdopodobnie...
      Zamarłem.
      Poczułem jak moje członki drętwieją, a serce zamiera, by chwilę później zacząć bić jak oszalałe Poczułem pot na skroni. Ręka natychmiast powędrowała ku rękojeści miecza. To nie mogło skończyć się gorzej.
      Tuż przed mostem, na ścieżce stał bowiem obrócony w moja stronę Lewus, we własnej osobie. Pół policzka miał poszarpane, a w wciągniętej w bok ręce trzymał pałkę nabita kolcami. Jego twarz wyrażała porażającą nienawiść. Mogłem się tego spodziewać.
      - Nie zapomniałeś o czymś? - rozległ się głos gdzieś z boku.
      Zaskoczenia, które wywołał u mnie ten dźwięk nie sposób wyrazić. Spojrzałem w prawą stronę. Pod drzewem, w znacznie bliższej odległości niż Lewus siedział tam, opierając się plecami o pień sam Lares.
      - Czego tam szukasz? Zamierzasz tak po prostu uciec? - zapytał., nie doczekawszy się reakcji.
       Gdy spojrzałem znów w stronę mostu, Lewus zniknął. Lares nie mógł go widzieć z pozycji w której się znajdował, jednak jego głos rozbrzmiał dość donośnie. Byłem pewien, że to nie koniec.
     Teraz, gdy nieco mi ulżyło znów dotarły do mnie racjonalne myśli.
      Co on do cholery tutaj robi?
      - Skąd się tu wziąłeś? Jak tu dotarłeś tak szybko? - zapytałem, podchodząc do niego odrobinę.
      - Mam swoje sposoby. Ważne jest to, dlaczego ty zamierzasz mnie oszukać.
       - Oszukać? W jaki sposób? Przecież wygoniłeś mnie z obozu!
      Nic już nie rozumiałem. Wymagało ode mnie dużo samozaparcia schowanie miecza za pasek.
      Lares westchnął ostentacyjnie i złapał się za głowę.
      - Chyba jednak cię przeceniłem. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
      Wstał i zbliżył się do mnie. W tym miejscu nie mogliśmy być widoczni dla żadnego ze Szkodników przy bramie.
      - Jesteś mi winny czterysta bryłek rudy – powiedział, dźgając mnie palcem w pierś.
      Więc o to chodzi...
     - Nie mam ich przy sobie.
      - Wiem, że nie masz, bo przetrząsnąłem twoją chatę. Chyba nie próbujesz mnie oszukać, żółtodziobie?
      To mnie zaniepokoiło. Nie chciałem kolejnych wrogów.
     - Powiedziałeś, że pomoc z zdobyciu bryłek od Kagana jest jednym z warunków przyjęcia do obozu...
     - I co, myślisz, ze jeśli się rozmyśliłeś to możesz tak po prostu okradać sobie ludzi na moim terenie?
      - Ale w końcu sam mówiłeś... Zaraz, przecież to ty sam wyrzuciłeś mnie z obozu. To nie ja zrezygnowałem!
      - No i? W czym to przeszkadza/ - uniósł brwi. - Wyrzuciłem cię z mojego terenu, ale to nie znaczy, że zerwałem naszą starą umowę. Powiedziałem coś takiego?
      - Nie...
     - Zaczynam rozumieć Bloodwyna. Ale ja nim nie jestem. Skoro musisz mieć coś powtórzone dwa razy – niech ci będzie. Ale zacznij w końcu myśleć, bo długo tu nie pożyjesz. Gdyby nie sprawa z kopalnią i polem ryżowym pomyślałbym, że jesteś jakiś ułomny. Ale nie. Wygląda na to, że jesteś po prostu naiwny. To przywara w naszych kolonialnych okolicznościach. Weź to sobie do serca. A teraz gadaj, gdzie są bryłki.
      Nie miałem nic do stracenia. Powiedziałem mu szczegółowe informacje, jak je odnaleźć.
     - Ale nie ma tam całości – dodałem. - Sprzedając na szybko nie uzyskałem zbyt dobrej ceny. Powinno być tam trochę ponad trzysta.
      Lares przez cały czas słuchał uważnie, a teraz, gdy skończyłem poklepał mnie po ramieniu.
      - Gdybyś tego nie powiedział, albo coś pokręcił, zabiłbym cię na miejscu – powiedział z uśmiechem. - Doskonale wiem, gdzie zakopałeś rudę, moi ludzie śledzili każdy twój krok w obozie.
      Przełknąłem ślinę. Kolejny test. Kolejny raz uniknąłem śmierci.
      - Jesteś naiwnym żółtodziobem. Ale w gruncie rzeczy uczciwym. Bądź taki dalej, a czeka cię całkiem dobra przyszłość.
     - Dlaczego tutaj wyszedłeś? Bo nie z powodu rudy.
     - W dodatku bystry. Uczciwy, bystry, ale naiwny jak jasna cholera. Dobra, słuchaj. Chcę, byś znów coś dla mnie zrobił. Potrzebuję zaufanego człowieka. Takiego, który dużo widzi i wie, na co warto zwrócić uwagę. Potrzebuję kogoś w Bractwie.
      - Mam być twoim szpiegiem? Dlaczego nie wyślesz jednego ze swoich ludzi?
     - Jeśli wysłałbym kogoś z moich, jest szansa, że już nigdy by nie wrócił. Pewnie zauważyłeś, że chłopcom mocno odbiło na punkcie tego zioła od Kagana.
      Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.
      - W zasadzie nikt od nas nie był jeszcze w obozie Sekty. To druga strona Kolonii, strasznie daleko i do tego ta obawa, że nigdy się nie wróci... Patrząc po Kaganie i tym ochleju w karczmie dziwię się tym, którzy będąc tam raz, postanowili wrócić do swojego obozu. A jeśli ty wsiąkniesz, to nie poniosę straty w ludziach.
      - Czego chcesz się dowiedzieć?
     Niczego specjalnego. Po porostu miej oczy i uszy szeroko otwarte. Chcę wiedzieć jak żyją, jak wygląda dzień poszczególnych kast, jak wygląda ich obóz i generalnie dlaczego radzą sobie tak dobrze i co prócz ziela ciągnie ludzi na bagna.
      - Mówią przecież o tym ich bożku. O Śniącym.
     - To mnie nie interesuje. Religię zostawiam w spokoju. To jak będzie?
     Patrzyłem na Laresa, lecz pomimo tego że spojrzenie trwało dość długo, nie musiałem się w ogóle zastanawiać. Wiedziałem doskonale, co powinienem zrobić.
     - Jasne. Wchodzę w to. Ale nie za darmo.
     Lares wyszczerzył zęby.
     - Uczysz się. Może będą z ciebie ludzie.
     Wyciągnął z kieszeni sakiewkę i pomachał mi nią przed nosem.
     - Dwadzieścia bryłek rudy. Niewiele, ale w sam raz na kilka posiłków. Nie chcę, żebyś tam przepadł na dobre i zaćpał się na śmierć.
     Sakiewkę schowałem do kieszeni, jednak był jeszcze jeden problem. Zdaje się, że najbardziej istotny.
     - Nie znam drogi. A droga nie jest zbyt bezpieczna.
     - Taak, wiem o tym. Pomyślałem o tym. Tak się dziwnie składa, że Baal Kagan postanowił ukarać w końcu Isidro, bo dowiedział się, że ten stracił całe ziele. Na dodatek nie wierzy w żadne tłumaczenia dotyczące złodzieja, bo Isidro od wielu dni jets nieustannie zalany. Dlatego udasz się z Baalem Isidro do Starego Obozu, gdzie razem z innym Baalem, który – z tego co mówił Kagan - zajmuje się sprowadzaniem oskarżonych na proces do obozu, skierujecie się na bagna. We trójkę nie powinna stać się wam krzywda.
     - Ty sukinsynu! Mam iść z Isidro? Przecież ja go okradłem!
     - Będziesz musiał zadbać o to, by cię nie rozpoznał – wyszczerzył się ponownie Lares. - Będzie tędy przechodził dosłownie za chwilę. On już o tobie wie. Powiedziano mu, że przed bramą będzie na niego czekał nowy ochotnik do Bractwa, a jego sprowadzenie może pomóc mu zmazać swoje własne winy. Każdy ma prawo do pokuty, czyż nie?
     - Jest z ciebie kawał przebiegłego lisa – powiedziałem niemal z podziwem.
     - Wolę porównanie do łasicy. Niech Śniący będzie z tobą, żółtodziobie! Wróć, kiedy uznasz to za konieczne.
     Patrzyłem na plecy oddalającego się Laresa. Zastanawiałem się, jak długo on musiał tu spędzić czasu, by osiągnąć ten poziom.